Zacznij wakacje z Timmym Chalametem

Obraz główny: flickr.com, Topher McCulloch, CC BY 2.0

Co tu dużo mówić, rok 2020 nikogo nie rozpieszcza. Lato przy wszechobecnym reżimie sanitarnym i nawiedzających nas ostatnio dotkliwych nawałnicach nie zapowiada się szczególnie ekscytująco. Całe szczęście, że słońce wciąż świeci, że w sklepach nadal sprzedają zimne napoje, że wieczorem ciągle jeszcze można obejrzeć dobry film. Ja swoje wakacje zaczynam nawet dwoma.

W obu gra niewątpliwie jeden z najbardziej utalentowanych aktorów młodego pokolenia, Amerykanin o francuskich korzeniach, Timothée Chalamet. Jeden z najbardziej utalentowanych i zarazem najbardziej popularnych – można powiedzieć, że w niektórych częściach internetu stał się już ikoną. Podziwiają go jednak nie tylko zagorzali fani jego hipnotyzującej urody, lecz także krytycy – o jego aktorskim warsztacie rozpisano się już na wielu stronach. Od siebie dodam jedynie, że swoboda Chalameta, lekka nonszalancja popychająca go na planie do improwizowania i łatwość w ukazywaniu przeróżnych emocji sprawiają, że w wakacyjnych filmach czuje się jak ryba w wodzie. Jego role w Hot Summer Nights i Call Me By Your Name są tego najlepszym przykładem, wnosząc do obu produkcji jakże pożądaną mieszankę lekkości i nieszablonowości.

Hot Summer Nights z 2017 roku to póki co jedyny obraz w reżyserskim dorobku 27-letniego Elijaha Bynuma. Film ten nie doczekał się niestety dystrybucji w Polsce, a o samym Bynumie, który jest również autorem scenariusza, nie znajdziemy nawet krótkiej notki na Wikipedii (w żadnym języku). Szkoda, bo debiutant wykonał kawał solidnej roboty i zdecydowanie zasłużył na nieco więcej rozgłosu.

Embed from Getty Images

Wszystko zaczyna się jak w typowym komediodramacie dla nastolatków. Na wakacje w 1991 roku do miasteczka w Massachusetts będącego ulubioną miejscówką bogaczy przyjeżdża nieporadny Daniel (Chalamet) – niepasujący do tutejszego towarzystwa chłopak, który niedawno stracił ojca. Narrator przedstawia nam także Huntera, superpopularnego zbuntowanego mięśniaka handlującego trawką (Alex Roe) i McKaylę, blondynę, którą wszyscy unoszą do rangi lokalnej bogini (Maika Monroe). Wchodzimy na kilka atrakcyjnych imprezek, zaglądamy na ekskluzywne jachty, podziwiamy niejedną odpicowaną sportową furę. Losy trojga głównych bohaterów oczywiście zaczynają się splatać, kiedy to przypadkowo Daniel poznaje najpierw Huntera, a później McKaylę. Gdzieś to już widzieliśmy i wiemy, jak to się zaraz potoczy. Efektowny, sztampowy wstęp to jednak tylko zgrabna, myląca widza zagrywka reżysera, który stopniowo coraz ciekawiej zarysowuje fabułę i odkrywa nowe cechy postaci pozornie jednowymiarowych. Mamy do czynienia z bardzo intrygującą historią i bohaterami, jakim z przyjemnością możemy kibicować.

Żródło każdego z 8 powyższych obrazów: flickr.com, CutiePieCP, CC BY-NC-ND 2.0

Film Bynuma ma wszystko, czego oczekujemy od rozrywkowych wakacyjnych seansów. Świetnie prezentuje się pod względem audiowizualnym – na młodych, pięknych i zbuntowanych bohaterów zawsze miło się w takich produkcjach patrzy, zwłaszcza przy doskonale dopasowanym nostalgicznym soundtracku. Akcja mknie z gracją, czujemy klimat gorących letnich wieczorów wczesnych lat 90. Rozrywki nie brakuje, na szczęście miejsca na odrobinę refleksji też nie. Jest i znakomita epizodyczna rola Williama Fichtnera. Nic, tylko oglądać.

Chyba, że nie przełkniecie na trzeźwo opowieści ze świata nastolatków, nawet dobrze napisanej, i wolicie coś nieco bardziej uduchowionego, o pełnej klasy estetyce. Znam film, który z pewnością sprosta Waszym oczekiwaniom. Tyle że któż go nie zna?

Źródło: flickr.com, Susan Alexander, CC0 1.0

Na szczęście jednak Tamte dni, tamte noce (2017) ogląda się doskonale nawet za dziesiątym razem. Sam nie wiem, ile to już razy zatracałem się w podziwianiu obrazu Luki Guadagnino, co rusz znajdując sobie nowe ulubione sceny. Wakacyjny melodramat Call Me By Your Name na podstawie książki André Acimana o tym samym tytule to prawdziwe filmowe dzieło sztuki. Istna uczta dla zmysłów.

Rzecz dzieje się w północnych Włoszech, gdzie do rezydencji profesora Pearlmana (Michael Stuhlbarg) w ramach letniego programu studenckiego przyjeżdża przystojny, błyskotliwy Amerykanin Oliver (Armie Hammer). Szybko znajduje wspólny język z wszechstronnie utalentowanym synem profesora, Elio (Chalamet). Rozwój ich relacji stanowi główną oś fabularną. Obaj aktorzy dają prawdziwy popis umiejętności, perfekcyjnie wykorzystują oscarowy scenariusz Jamesa Ivory’ego, tworzą na ekranie wyraziste, naturalne osobowości, w których nie znajdziemy choćby odrobiny sztuczności.

Fenomenalne kreacje aktorskie to tylko jeden z wielu powodów, dla których Tamte dni, tamte noce zostają w głowie widza na tak długo. Czynnikiem, który w tym przypadku zamienia każdy pojedynczy seans w niezapomniane przeżycie bez dwóch zdań jest wspaniała estetyka. Guadagnino i odpowiadający za zdjęcia Tajlandczyk Sayombhu Mukdeeprom to prawdziwi mistrzowie w swoim fachu, potrafiący ukazać piękno jak nikt inny. Skoro w Suspirii ci panowie umieli zamienić potwornie krwawy, kakofoniczny rytuał w zapierające dech w piersiach widowisko, od którego z zachwytu nie dało się oderwać oczu, to nikogo nie powinno dziwić, że z pięknych północnych Włoch w Call Me By Your Name zrobili niemalże raj na Ziemi.

Embed from Getty Images

Wakacji w kinie jeszcze nigdy nie czuło się tak namacalnie. Guadagnino pozwala nam skosztować jajek na miękko podczas śniadania na świeżym powietrzu, zerwać kilka soczystych brzoskwiń, wypić świeżo wyciśnięty sok, wziąć orzeźwiającą kąpiel w jeziorze. Pragniemy wsiąść na rower i pojechać wiejskimi dróżkami do urokliwej Cremy, chcemy zatańczyć do hitów z lat 80., przypominamy Elio, że nie domknął drzwi lodówki. Natura, sztuka, architektura i zwykłe przedmioty codziennego użytku są pokazane w wykwintny wręcz sposób. Twórcy fantastycznie akcentują barwy, wzorowo wykorzystują grę światła i cienia. Doskonale ogląda się zwłaszcza ujęcia zieleni o zmierzchu, nieczęsto w filmie widzi się tak dobrze oddane odcienie.

Na niepowtarzalne piękno obrazu włoskiego reżysera składa się również idealnie zmontowany dźwięk, dzięki któremu całkowicie zagłębiamy się w świecie przedstawionym. Odgłosy przejeżdżających przez miasteczko samochodów, kamyczków przeskakujących pod kołami rowerów, muczenie krów, pluskanie wody w basenie, trzaskanie okiennic spowodowane przeciągiem – nic nie zostaje pominięte czy zbytnio wyciszone. Muzyka także wyraźnie oddziałuje na nasze odczucia. Utwory Sufjana Stevensa przygotowane specjalnie do filmu mocno zapadają w pamięć. Czapki z głów, raz jeszcze, także dla Chalameta, który w trybie ekspresowym nauczył się grać na fortepianie.

Call Me By Your Name to jeden z najpiękniejszych filmów o uczuciach, a już na pewno najlepszy o miłości wakacyjnej. Wspaniale opowiada także o relacjach w rodzinie, dojrzewaniu, zgrabnie wykorzystuje motywy sztuki antycznej, historii, literatury. Można by oglądać go bez końca dla samego podziwiania natury, dla samej estetycznej otoczki. W obecnych realiach lepszego sposobu na zwiedzenie północnych Włoch nie znajdziecie.

Jedna uwaga do wpisu “Zacznij wakacje z Timmym Chalametem

Dodaj komentarz