11DM: Jedenastka sezonu 19/20 w Europie

Zdjęcie główne: Kevin De Bruyne, flickr.com, Brad Tutterow, CC BY 2.0

Sierpień to miesiąc, który do tej pory futbolowym fanom kojarzył się głównie z „heroicznymi” bojami polskich zespołów w europejskich pucharach. W szranki stawaliśmy z reguły z mocarzami pokroju Liteksu Łowecz, Skonto Rygi czy Dudelange. W tym roku czekają nas wydarzenia bez precedensu, bowiem sierpniowa odsłona Ligi Mistrzów i Ligi Europy zaserwuje nam decydujące boje o najbardziej prestiżowe europejskie laury. Zanim jednak poznamy przyszłych triumfatorów najważniejszych rozgrywek klubowych UEFA, w kolejnej odsłonie Jedenastego dnia miesiąca zapraszamy do zapoznania się z drużyną sezonu na Starym Kontynencie, złożoną z piłkarzy, którzy, zdaniem autorów Dwudziestej45, najbardziej wyróżnili się swoją znakomitą grą w topowych ligach europejskich.

W porównaniu do ubiegłej kampanii w najsilniejszych ligach naszego kontynentu, tym razem trzon naszej złotej ekipy tworzą głównie zawodnicy, którzy w swoich krajach walnie przyczyniali się do zdobycia mistrzowskich koron (6). Uzupełnia ją kwintet bohaterów, którzy mimo braku trofeów, wywarli na nas kolosalne wrażenie, notując przede wszystkim znaczny progres względem ubiegłych lat. Aż strach pomyśleć, gdzie w tabeli wylądowałyby ich drużyny bez ich bramek czy asyst! Najwięcej przedstawicieli posiada angielska Premier League (4), znalazło się miejsce dla tercetu graczy z La Ligi, a także duetów z Serie A i Bundesligi. Bez zbędnego przedłużania, zapraszamy do lektury!

Thibaut Courtois (Real Madryt, 28 lat)

Embed from Getty Images

Konia z rzędem temu, kto przewidział, że Real Madryt zakończy sezon z najmniejszą liczbą straconych bramek w całej Europie! „Królewscy” nawet w swoich najtłustszych latach nigdy nie legitymowali się bowiem imponującymi statystykami defensywnymi, przedkładając emocje i show nad dyscyplinę taktyczną. Dość powiedzieć, że w ostatnim 30-leciu po Trofeo Zamora, nagrodę dla bramkarza La Ligi z najlepszą średnią straconych goli, sięgało zaledwie 3 porteros z Estadio Santiago Bernabéu – Paco Buyo (1991/1992), Iker Casillas (2007/2008) i… pierwszy w naszym doborowym gronie, Thibaut Courtois!

Belg o swoim debiutanckim sezonie w koszulce Realu Madryt z pewnością wolałby zapomnieć. Doprawdy ciężko uwierzyć, że od lutego do września 2019 roku „na zero z tyłu” nie zagrał on choćby jednego spotkania! Kibice również na początku sezonu 2019-2020 nie zostawiali suchej nitki na 79-krotnym reprezentancie „Czerwonych Diabłów”. Do gustu zwłaszcza przypadł mi komentarz jednego z użytkowników YouTube’a pod oficjalnym skrótem starcia „Merengues” z Villarrealem (2:2) – Courtois couldn’t even save a Word document. Kiedy w końcu sztuka zachowania czystego konta powiodła mu się (miało to miejsce w konfrontacji z Sevillą), jeden z komentujących słusznie zauważył, że eks-golkiper Chelsea nie obronił choćby jednego strzału, a kiedy już został zmuszony do interwencji, piłka niechybnie zatrzepotała w jego siatce („Królewskich” uratował wówczas system VAR, wyłapując spalonego).

Zinédine Zidane konsekwentnie stawiał jednak na 28-letniego bramkarza i, jak się okazuje, po raz kolejny trenerski nos go nie zawiódł! Z miesiąca na miesiąc Belg rósł w bramce mistrzów Hiszpanii, stopniowo stając się zaporą nie do przejścia! Znakomicie wykorzystywał swoje warunki fizycznie, pewnie grając w powietrzu, ale warto zwrócić uwagę także na imponującą postawę Courtoisa w sytuacjach sam na sam czy interwencjach na linii. Ostatecznie Limburgijczyk zdystansował wszystkich kolegów po fachu w Primera División pod względem procentu obronionych strzałów (79%), a także średniej wpuszczonych bramek na mecz (0,59), inkasując tym samym swoje 3. Trofeo Zamora w karierze (poprzednie 2 zdobywał w barwach stołecznego Atlético). Fenomenalnie spisywał się zwłaszcza w starciach wysokiego napięcia, jak choćby w derbach Madrytu z Atlético czy El Clásico z Barceloną. To pierwszy portero Realu od 45 lat, który zdołał zachować dublet czystych kont w klasykach (ostatnim, któremu powiodła się ta sztuka był Miguel Ángel González)! Jednak w moim przekonaniu prawdziwy popis umiejętności dwumetrowy dryblas z Bree dał w ligowej konfrontacji z Getafe (5 interwencji, z czego 3 w niemal stuprocentowych sytuacjach). Na uwagę zasługuje zwłaszcza genialna parada po bombie Mauro Arrambariego, dodatkowo utrudniona przez Casemiro, Milităo i Varane’a zasłaniających uderzenie Urugwajczyka, a także instynktowna interwencja nogą w sytuacji oko w oko z Jaime Matą. Nie bez kozery dziennik As określił go mianem El Cerrojo de La Liga (ryglem La Ligi).

Warto podkreślić także jak pokaźną cegiełkę Courtois dołożył do triumfu „Królewskich” w Supercopa de España. W newralgicznym momencie konfrontacji z Atleti o krajowe trofeum, wykazał się ponadprzeciętną czujnością, broniąc uderzenie Moraty z około 5 metra, a następnie w świetnym stylu nie dał się pokonać Parteyowi, już w serii jedenastek wygranej przez „Los Blancos”! Na zachowanie 18 czystych kont w La Lidze potrzebował zaledwie 34 rozegranych spotkań, a i tak zdystansował pod tym względem zarówno rywali z Półwyspu Iberyjskiego jak i z reszty czołowych lig Europy. Dla porównania Ederson, Juan Musso i Manuel Neuer, najlepsi z Anglii, Włoch i Niemiec, zanotowali kolejno 16, 14 i 15 meczów bez wpuszczonego gola. Co tu dużo mówić, Thibaut Courtois to w końcu specjalista od indywidualnych nagród na pozycji bramkarza. 3. Trofeo Zamora, Złote Rękawice Premier League i mundialu składają się na obraz bez wątpienia jednego z najlepszych porteros ostatnich lat!

Trent Alexander-Arnold (Liverpool FC, 22 lata)

Embed from Getty Images

Jeden z zaledwie dwójki śmiałków, który obronił swoje miejsce w naszej europejskiej jedenastce sezonu! Dani Alves nieuchronnie zbliża się do końca swojej pięknej i okraszonej rekordową liczbą trofeów kariery, ale wydaje się, że doczekaliśmy się godnego następcy słynnego Brazylijczyka. Zresztą, czy istnieje jakikolwiek aspekt futbolowego rzemiosła, którego Trent Alexander-Arnold jeszcze nie opanował? Niepojętym wydaje się fakt, że to chłopak urodzony w roku 1998! Przyczepić moglibyśmy się jedynie do rzetelności w defensywie w niektórych meczach (fatalna pomyłka z Watfordem i bardzo kiepski występ przeciwko Manchesterowi City), jednak Anglik chwilowe braki w grze obronnej znakomicie rekompensował aktywnością na połowie rywali.

22-letni prawy defensor wykręcił jeszcze lepszy rezultat pod względem ligowych asyst niż w zeszłym roku, aż 13-krotnie perfekcyjnie dogrywając piłkę swoim kolegom. Zdominował także klasyfikację graczy z największą liczbą dośrodkowań (aż 382, drugi Kevin De Bruyne zanotował takowych 304). Jego niepodważalny atut bez cienia wątpliwości stanowiła zauważalna gołym okiem umiejętność inteligentnego ustawiania się w bocznym sektorze, i, co za tym idzie, znajdowania się w dogodnych pozycjach do groźnej centry w szesnastkę rywali. Warto zwrócić uwagę także na to, że Alexander-Arnold jak ryba w wodzie czuł się zarówno dośrodkowując futbolówkę po dynamicznych akcjach lub w pełnym biegu (7 asyst) jak i po wrzutkach ze stałych fragmentów gry (6 asyst).

Jego istny créme de la créme mogliśmy zaobserwować szczególnie w niezwykle istotnym z punktu widzenia „The Reds” starciu z Leicesterem City. Mknący pewnie po pierwszy od 3 dekad tytuł mistrza Anglii Liverpool, w Boxing Day przyjechał na King Power Stadium do rozpędzonych „Lisów”, które jeszcze wtedy wydawały się być jedynym poważnym konkurentem ekipy z miasta Beatlesów. Na korzyść gospodarzy działał także fakt, że przyjezdni mieli w nogach niezwykle intensywne boje w Klubowych Mistrzostwach Świata w Katarze (finał z Flamengo wygrali dopiero po dogrywce), a także wyczerpującą podróż z Dohy w rodzinne strony. Marzenia podopiecznych Brendana Rodgersa o pokonaniu „The Reds” zostały jednak szybko brutalnie zweryfikowane przez gości, a szczególnie Trenta Alexandra-Arnolda, który w tamten grudniowy wieczór brylował w każdym sektorze boiska! Dwukrotne genialnie dograł piłkę do Roberto Firmino, przy pierwszym golu drogą powietrzną, przy drugim zaś kapitalnie znalazł Brazylijczyka płaskim wstrzeleniem futbolówki w szesnastkę „The Foxes”. Jakby tego było mało, ultraprecyzyjnym strzałem po ziemi w 78 minucie ustalił wynik spotkania na 4:0, demonstrując przy tym, że dysponuje kapitalnie ułożoną prawą stopą. Po tamtym meczu już nikt nie miał wątpliwości, czy ktokolwiek może zatrzymać Liverpool w drodze po upragniony tytuł!

Wisienkę na torcie w piłkarskim emploi naszego bohatera bez wątpienia stanowią także świetnie wykonywane rzuty wolne, o które 22-latek wzbogacił swój piłkarski repertuar. Jeżeli również w tym aspekcie osiągnie on jeszcze większą regularność, to kto wie, czy w przyszłej kampanii nie otrze się o piłkarskie double-double! Mimo tak młodego wieku to już niezaprzeczalnie prawdziwy Pan Piłkarz!

Sergio Ramos (Real Madryt, 34 lata)

Embed from Getty Images

W centralnej części naszej defensywy nie mogło zabraknąć głównego architekta 34. mistrzostwa Hiszpanii dla Realu Madryt i kto wie, czy nie MVP całych rozgrywek La Ligi w sezonie 2019-2020! Sergio Ramos piłkarsko starzeje się z niebywała klasą, w myśl znanego i powszechnie używanego porzekadła age is just a number. Ciężko bowiem nie oprzeć się wrażeniu, że w wieku 34 lat osiągnął apogeum formy. Wpływ na grę „Królewskich” miał praktycznie w każdej sferze. Genialnie dowodził całą defensywą Realu, która zanotowała aż 19 gier bez straconej bramki, tracąc zaledwie 25 goli i stając się przez to najskuteczniejszą obroną „Los Blancos” w ich historii! Odważnie rozgrywał piłkę z własnej połowy, zaliczając aż 238 celnych długich podań, co plasuje go na 1. lokacie wśród obrońców Primera División. Mimo ryzykownego wyprowadzania futbolówki zanotował także bardzo wysoki procent celnych podań (91,02%), plasując się na 5. lokacie w tej rubryce.

Wbrew pozorom i stereotypowemu wyobrażeniu „El Lobo” jako brutala, który na boisku jeńców nie bierze, kapitan reprezentacji Hiszpanii zakończył sezon bez choćby jednego czerwonego kartonika, faulując jedynie 52 razy, co jasno obrazuje ewolucję Ramosa jako przywódcy z krwi i kości, który zrewidował nieco swoje poglądy dotyczące liderowania na placu gry.

Na koniec nie można pominąć jego niewiarygodnych osiągnięć strzeleckich. 11 goli to oczywiście rezultat, którego La Liga w XXI wieku nie widziała! Malkontentom, którzy z pewnością stwierdzą, że Ramos dokonał tego dzięki rzutom karnym, wystarczy powiedzieć jedynie, że aż 4 trafienia zanotował również po strzałach głową, a jego fantastycznie wykonany rzut wolny w starciu z Mallorcą na stałe zapisze się w annałach piłki nożnej! Zresztą to nie pierwszy taki wyczyn w karierze Ramosa. W 2014 roku strzałem z rzutu wolnego zaskoczył także bramkarza Realu Valladolid, a dekadę wcześniej, jeszcze reprezentując barwy Sevilli, w taki sposób pokonał… Ikera Casillasa, celebrując tamto trafienie choćby z… Danim Alvesem! Do granicy 100 bramek w barwach Realu Madryt brakuje mu zaledwie 3 trafień, choć tę dawno przekroczył już zarówno w samym futbolu klubowym, jak i dodając do tego także trafienia w reprezentacji. Z kolei w czerwcu Andaluzyjczyk stał się najskuteczniejszym obrońcą w historii ligi hiszpańskiej, przeganiając w tej klasyfikacji Ronalda Koemana. Chyba nie znamy drugiego tak dobrze wyszkolonego technicznie stopera, który potrafi agresywnie opuścić swoją strefę i wysoko odebrać piłkę czy przyspieszyć akcję ofensywną za pomocą ciętego, długiego crossa!

Virgil van Dijk (Liverpool FC, 29 lat)

Embed from Getty Images

Na dzień dzisiejszy trudno wyobrazić sobie lepszą parę środkowych obrońców niż duet Ramos – van Dijk. O grze stopera Liverpoolu powiedziano już właściwie wszystko. Troy Deeney dodał nawet, że nienawidzi Niderlandczyka, gdyż ten jest po prostu za silny, za szybki, zbyt dobry z piłką przy nodze, lubi walkę wręcz i… ma świetne włosy. My skupimy się raczej tylko na aspektach piłkarskich, aparycję zostawiając do oceny innym! Fakty są takie, że transfer kapitana reprezentacji „Oranje” na Anfield zrobił kolosalną różnice dla „The Reds”, którzy od lat borykali się z problemami w defensywie. Jürgen Klopp jasno zakomunikował władzom klubu, że na tę pozycję chce tylko 27-letniego wówczas Niderlandczyka. 84 miliony funtów zdawały się być zdecydowanie wygórowaną kwotą, zwłaszcza, że VvD nie miał do tego momentu zbytnio bogatego CV. Występował przecież w przeciętnym Southamptonie, a jeszcze przed kilkoma laty, gdy grał dla Celticu w eliminacjach Champions League, ośmieszali go przecież piłkarze… Legii Warszawa, tacy jak choćby Miro Radović czy Michał Żyro.

Transfer Niderlandczyka do Merseyside przebił jednak wszelkie oczekiwania, a van Dijk od dwóch lat bez cienia wątpliwości znajduje się w topowej 5 najlepszych stoperów globu! Jego siła fizyczna, cechy wolicjonalne, a także umiejętność dyrygowania całą linią defensywną przekuły się na to, że Liverpool już drugi rok z rzędu dzierży miano najszczelniejszej defensywy Premier League. Mistrzowie Anglii w kolejnych 11 ligowych grach w grudniu, styczniu i lutym stracili zaledwie 1 gola(!), a Alisson Becker pochwalić mógł się passą 591 minut, kiedy nie musiał wyciągać piłki z siatki. Ogromna w tym zasługa van Dijka, który oprócz doskonałego wywiązywania się ze swoich podstawowych obowiązków, brał także czynny udział w kreowaniu gry. Świadczy o tym statystyka mówiąca, że Niderlandczyk zmiażdżył konkurencję w liczbie podań, których zanotował aż 3259! Drugi Rodri z Manchesteru City podawał piłkę blisko 700 razy mniej!

Na palcach jednej ręki możemy policzyć słabe występy wychowanka Willem II Tilburg w lidze (takie jak ten z Watfordem). Karkołomne zadanie stanowiłoby zaś wymienienie jego wszystkich udanych interwencji czy też wygranych pojedynków główkowych. Jak w ubiegłym sezonie, tak i w kampanii 2019-2020 van Dijk imponował także skutecznością pod bramką oponentów, 5 razy wpisując się na listę strzelców, w każdym przypadku robiąc użytek ze swojego potężnego wzrostu. Doceniając bezdyskusyjną klasę Niderlandczyka, nie możemy jednak deprecjonować wyczynów innych obrońców, vide Nemanja Vidić, którego nieustannie porównuje się z VvD. Póki co urodzony w Bredzie obrońca na najwyższym poziomie znajduje się od dwóch lat, a jego gablota na trofea z pewnością ma jeszcze sporo wolnego miejsca.

Robin Gosens (Atalanta Bergamo, 26 lat)

Embed from Getty Images

Nie wiemy, jak przedstawiciel rewelacji włoskiej Serie A poradziłby sobie na lewej stronie defensywy w kwartecie obrońców, bowiem na co dzień Robin Gosens ustawiany jest na lewym wahadle w systemie 3-5-2 preferowanym przez Gian Piero Gasperiniego. Obserwując jednak sprawność, dynamikę, świetne czucie dystansu, i przede wszystkim żelazną wydolność niderlandzko-niemieckiego zawodnika, stawiamy dolary przeciwko orzechom, że odnalazłby się także w naszym 4-3-3! Gosens to chyba największe piłkarskie odkrycie sezonu 2019-2020 w Europie. Jego statystyki robią piorunujące wrażenie – 9 goli i 7 asyst to, jak na wahadłowego, cyfry nie z tej ziemi! Zresztą co tu dużo mówić, Atalanta wprawiła w zachwyt cały kontynent swoją bezpośrednią, angażującą w ofensywę niemal każdego w drużynie piłką. „La Dea” siała postrach w Serie A i dobiła do granicy 98 trafień! Identycznym wynikiem legitymowała się choćby Barça Pepa Guardioli sprzed dekady, a żeby znaleźć lepszy pod tym względem wyczyn na Półwyspie Apenińskim, wehikuł czasu musiałby nas zabrać 7 dekad wstecz, kiedy to zarówno Juventus, jak i Milan osiągnęły granicę 100 bramek… Dodajmy, że nikt w topowych ligach europy nie strzelał 7 bramek aż 3 razy w jednym spotkaniu („Dea” przekraczała pół tuzina goli w pojedynkach z Udinese, Torino i Lecce)! Mimo tak przygniatającej liczby trafień, bramki w drużynie z Sycylii rozkładały się na wielu graczy, nie tylko wliczając w nich dwójkę skutecznych snajperów Muriel – Zapáta.

Wracając do naszego bohatera, niewątpliwie to właśnie Robin Gosens dokonał największego progresu w całej Atalancie. Potrafił użądlić całą czołówkę, aplikując bramki Juventusowi, Interowi, Lazio i Napoli czy w końcu zaliczając asysty z Romą i Milanem! Znakomicie odnajdywał się głównie zamykając akcje na dalszym słupku, ale w starciu z Lecce pokazał także, że jest w stanie dynamicznie rozegrać piłkę w centralnej części boiska, aby później zakończyć cały atak błyskotliwym wejściem z drugiej linii w pole karne. Nic dziwnego zatem, że zainteresowanie Gosensem wykazują topowe europejskie kluby, pokroju Interu Mediolan i londyńskiej Chelsea. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że wkrótce 26-latek przywdzieje trykot znacznie większej marki niż Atalanta!

Jordan Henderson (Liverpool FC, 30 lat)

Embed from Getty Images

Tak, wiemy, że na świecie na tej pozycji występuje kilku lepszych graczy, jak choćby Kanté, Casemiro czy Busquets. Tak, zgadzamy się również z opinią, że to Kevin De Bruyne w znacznie większym stopniu zasłużył na nagrodę gracza sezonu ligi angielskiej. Podpiszemy się też pod tym, że Steven Gerrard dysponował o wiele szerszym repertuarem od Jordana Hendersona. Czy to nie czyni jednak jego historii jeszcze piękniejszą? Czy to nie wspaniałe, że chłopak tak usilnie wypychany z klubu przez lata, uznawany powszechnie za niepotrzebnego zapchajdziurę, w ciągu dwóch sezonów jako kapitan poprowadził Liverpool do triumfów w Lidze Mistrzów i Premier League? Chyba nikt nie zaprzeczy, że popularny Hendo był w tym sezonie prawdziwym sercem „The Reds”.

To on jako pierwszy dawał sygnał do pressingu, harując na całej długości boiska, ale jego zadania nie ograniczały się jedynie do twardej walki w środku pola. Próżno szukać przecież cofniętego pomocnika, który miałby tak wyraźny wkład w ofensywę swojej drużyny (4 gole i 5 asyst). Kluczowym podaniem błysnął chociażby w starciu wagi ciężkiej z Manchesterem City na Anfield (3:1), ale nam w pamięć zapadła zwłaszcza błyskotliwa asysta przeciwko Norwich, kiedy to kapitan „The Reds” świetnie dojrzał w polu karnym Sadio Mané, dogrywając na nos Senegalczyka z niemal 50 metrów, w meczu, który wyjątkowo nie układał się po myśli lidera.

To, jak nieodzowne ogniwo w układance Kloppa stanowił Hendo, dobitnie ilustruje statystyka zdobywanych punktów przez „The Reds” z Hendersonem na placu gry w porównaniu do spotkań rozegranych bez swojego kapitana. Gdy 30-letni wychowanek Sunderlandu znajdował się na boisku, liverpoolczycy stracili zaledwie 7 punktów w 30 meczach, natomiast w pozostałych 8 konfrontacjach kiedy Henderson nie znalazł się w składzie, wypuścili z rąk aż 8 oczek! To wyraźnie pokazuje, jak wielkie piętno odciskał na dyspozycji mentalnej mistrzów Anglii.

Kevin De Bruyne (Manchester City, 29 lat)

Embed from Getty Images

Czy możliwe jest, aby jedna osoba nosiła w sobie cechy geniusza i rzemieślnika? Kevin De Bruyne udowadnia, że dla takiej fuzji miejsce znajdzie się nawet w piłce na najwyższym poziomie! Belg w naszej drużynie stanowiłby o sile kreowania gry, ale bez cienia wątpliwości nie migałby się także od swoich obowiązków w odbiorze, raz po raz wspierając w destrukcji Jordana Hendersona. Złotowłosy pomocnik w rozgrywkach 2019-2020 był maszyną nie do zatrzymania dla praktycznie wszystkich ekip Premier League, notując swój najlepszy sezon w koszulce Manchesteru City, okraszony statystycznym double-double (13 goli i 20 asyst). Wyrównał tym samym rekord Thierry’ego Henry’ego, który w barwach Arsenalu w kampanii 2002-2003 także 20-krotnie asystował swoim partnerom. Wydawało się, że przed KDB stała ogromna szansa nawet na pobicie osiągnięcia legendarnego Francuza, jednak w końcowej fazie sezonu brązowy medalista ostatnich mistrzostw świata nieco wyhamował. Mimo to, żaden pomocnik w Europie nie brylował na taką skalę jak właśnie on. Strach pomyśleć, jak ostatecznie kształtowałby się łączny dorobek De Bruyne, gdyby reprezentant Belgii aż 6-krotnie nie obijał obramowania bramki przeciwników (najwięcej w lidze wraz z Dannym Ingsem i Marcusem Rashfordem).

W gestii 17-stki „The Citizens” nie leżała na pewno gra na alibi, o czym świadczy liczba jego 32 udanych prostopadłych podań, zdecydowanie największa w Premier League. Kiedy trzykrotny król asyst ligi angielskiej miał piłkę przy nodze w odległości około 20 metrów od bramki, kolejni golkiperzy wiedzieli już, że za chwilę czeka ich egzekucja. Przekonał się o tym zwłaszcza Jan Dubravka, bramkarz Newcastle, a wolejowa bomba KDB swobodnie mogłaby kandydować do miana gola sezonu! Szkoda tylko, że jego genialne wyczyny indywidualne nie przekuły się jak dotąd na ważne tytuły w obecnej kampanii. „Obywatele” w kiepskim stylu przegrali bowiem walkę o tytuł z Liverpoolem, notując aż 9 porażek i kończąc ligę z aż 18-punktową stratą do czempionów, co stanowi drugą najwyższą różnicę w historii. Póki co w tym roku De Bruyne do swojej gabloty dołożyć może jedynie mało prestiżowy Carabao Cup, jednak zarówno on, jak i „The Citizens” wciąż mogą powalczyć o wyczekiwaną wiktorię w Lidze Mistrzów.

Thomas Müller (FC Bayern, 31 lat)

Embed from Getty Images

Naszą drugą linię uzupełnia piłkarz nieco zapomniany (niesłusznie) w ciągu ostatnich kilku wiosen. Odnosimy nieodparte wrażenie, że Thomas Müller jak nikt przydałby się kadrze Joachima Löwa w przyszłorocznych mistrzostwach Europy. Wraz z objęciem sterów przez Hansiego Flicka odżył cały Bayern, który niczym walec rozjeżdżał kolejnych rywali w Bundeslidze, ale to właśnie były mistrz świata został największym beneficjentem zmiany na stanowisku szkoleniowca Bawarczyków. De nomine zupełnie „kanciasty”, z osobliwą koordynacją ruchową na tle kolegów po fachu, jednak nadrabiający to nadzwyczajną boiskową inteligencją i umiejętnym poruszaniem się w obrębie pola karnego, gdzie dostarczał drużynie mnóstwa konkretów. Został nowym rekordzistą asyst Bundesligi w pojedynczym sezonie, aż 21 razy bezbłędnie obsługując graczy „Die Roten”! W Europie znalazł się tylko jeden śmiałek, który dorównał pod tym względem Müllerowi, jednak Niemiec na skompletowanie swojego dorobku potrzebował ponad 600 minut mniej niż Leo Messi.

Na niezwykłym instynkcie Müllera w największej mierze skorzystał Robert Lewandowski, przy którego trafieniach 31-latek asystował aż 8-krotnie. Chyba wszyscy zgodzimy się, że aktualnie ciężko znaleźć lepszą nić porozumienia w światowym futbolu, a współpraca obu panów przypomina niesamowitą kooperację Daniego Alvesa i Leo Messiego z Barcelony. Wprawdzie Müller piłkarskiego double-double nie skompletował, bowiem na listę strzelców wpisał się 8 razy, jednak po Robercie Lewandowskim bez wątpienia należał do głównych architektów 8. z rzędu mistrzowskiej korony dla Bayernu.

Lionel Messi (FC Barcelona, 33 lata)

Embed from Getty Images

Ostatnimi czasy zewsząd pojawiają się głosy, jakoby Barcelona marnowała najlepsze lata kariery Leo Messiego. Trudno nie zgodzić się z taką opinią, bowiem być może najbardziej wszechstronna wersja Argentyńczyka w historii póki co nie pomogła „Blaugranie” w zdobyciu choćby jednego trofeum w trwającym jeszcze sezonie. Wprawdzie Katalończycy wciąż pozostają w grze o trofeum Ligi Mistrzów, ale z obecną atmosferą w klubie i dyspozycją drużyny, scenariusz zakładający sukces „Dumy Katalonii” w Champions League zakrawa o science fiction. Cóż Katalończycy poczęliby bez „La Pulgi” i, co najważniejsze, co poczną po zakończeniu przez niego kariery? Messi musiał brać na siebie zarówno ciężar wykańczania akcji, jak i kreowania gry w drugiej linii, wobec ospałej i bardzo zachowawczej postawy całej katalońskiej pomocy. Wprawdzie 25 bramek stanowi jeden z najsłabszych wyników „Atomowej Pchły” w ostatnich latach (ostatni raz mniej trafień zanotował w kampanii 2008-2009), ale jeżeli dodamy do nich 21 asyst, otrzymamy obraz być może najbardziej kompletnego dorobku w historii europejskiej piłki ligowej! Dodajmy także, że Messi opuścił początek sezonu z powodu kontuzji stopy. W ciemno można zatem stawiać, że jego bilans asyst i bramek byłby zapewne jeszcze bardziej przygniatający!

Jak zawsze, imponował także precyzyjnym egzekwowaniem rzutów wolnych (5 trafień). Jedyny minus może stanowić fakt, jak mawiają Hiszpanie, bardzo dyskretnych występów 6-krotnego laureata Złotej Piłki w klasykach z Realem Madryt, które ostatecznie mocno zaważyły na ligowym fiasku „Azulgrany”. Dla dopełnienia formalności, odnotujmy istotne statystyki, w których Leo zdystansował konkurencję w La Lidze – najwięcej udanych dryblingów (182, prawie o sto więcej niż drugi Nabil Fekir z Realu Betis), największa ilość strzałów na bramkę, najwięcej wygranych pojedynków czy wreszcie najwięcej bramek po strzałach zza pola karnego. A mimo to, jedynie wicemistrzostwo Hiszpanii…

Ciro Immobile (Lazio Rzym, 30 lat)

Embed from Getty Images

W ostatniej dekadzie, erze zdominowanej, rzecz jasna, przez Cristiano Ronaldo i Leo Messiego, pojawił się tylko jeden śmiałek, który pokonał obu panów w wyścigu o Europejskiego Złotego Buta. Mowa oczywiście o Luisie Suárezie i jego 40 golach z sezonu 2015-2016. W tym roku do tego elitarnego grona dołączył Ciro Immobile! Na pozycji snajpera z chęcią umieścilibyśmy Roberta Lewandowskiego, na którego korzyść przemawiała lepsza średnia bramek na mecz, jednak ostatecznie uznaliśmy, że strzelec wyborowy rzymskiego Lazio bardziej zasłużył na wyróżnienie, biorąc pod uwagę chociażby różnicę klas między jego zespołem, a mocarzami z Bayernu.

Niektórzy kręcą nosem na fakt, że na 36 ligowych łupów bramkowych Immobile złożyło się aż 14 skutecznie egzekwowanych rzutów karnych. Cóż, włoskiemu królowi strzelców nie pozostaje chyba nic innego, jak tylko przeprosić wszystkich za to, że tak pewnie wykonuje jedenastki… Reprezentant Italii, klasyczny lis pola karnego, każdą swoją bramkę zdobywał znajdując się już wewnątrz szesnastki! Jednak boiskowe zadania Immobile nie ograniczały się tylko do wykańczania sytuacji stworzonych mu przez kreatywnych kolegów pokroju Luisa Alberto, drugiego najlepszego asystenta ligi. Włoch znakomicie pracował także dla całej drużyny, notując aż 8 asyst, co, biorąc pod uwagę jego jasno określony styl gry, również należy do wyczynów sporego kalibru.

Demonstrował także niezwykłą determinację, o czym dobitnie przekonał się golkiper SSC Napoli, David Ospina, któremu w nieco kompromitujący sposób wyłuskał piłkę właśnie 3-krotny już Capocannoniere, przywołując nam wspomnienia choćby kijowskiego finału Ligi Mistrzów… Komu jak komu, ale Immobile włoskie powietrze służy zdecydowanie najbardziej. Po nieudanych przygodach w Sevilli i Dortmundzie chyba znalazł w końcu swoje miejsce na ziemi. Dzięki jego 56-procentowemu udziałowi w bramkowych zdobyczach drużyny, Lazio po 13-letniej absencji w końcu wraca do Champions League! Chapeau bas!

Jadon Sancho (Borussia Dortmund, 20 lat)

Embed from Getty Images

W ubiegłym roku nagrodę dla Złotego Chłopca sprzątnął mu sprzed nosa João Félix, ale w tym chyba nikt nie wątpi, że ów laur trafi w ręce Jadona Sancho. Rodzynek wśród pokolenia „Z” w drużynie sezonu Dwudziestej45 jako jedyny obok Leo Messiego drugi rok z rzędu legitymuje się zaliczeniem piłkarskiego double-double, z tym, że w zakończonej niedawno kampanii Bundesligi znacznie poprawił swoje ubiegłoroczne osiągnięcie, notując 17 trafień i aż 16 asyst! Jako jedyny w Bundeslidze zajął miejsce na podium w obu kluczowych klasyfikacjach.

Mimo zawrotnej szybkości (w tym sezonie maksymalnie osiągnął prędkość 34,6 km/h!) Anglik z pewnością nie zalicza się do jeźdźców bez głowy. Świadczy o tym jego niezwykle dojrzała, jak na tak wczesny etap kariery, decyzyjność w kluczowych momentach. W końcu tylko Messi, Müller i De Bruyne zaliczyli więcej asyst od Sancho w czołowych ligach europejskich. Olśniewać może także jego pozytywna boiskowa bezczelność, skłonność do łamania schematów i w końcu nieziemska wręcz swoboda w panowaniu nad piłką. Każda z tych cech kreuje nam piłkarza, którzy zdaje się przenosić uliczny luz wprost na największe areny świata. Świata, który młody gwiazdor Borussii ma już u swoich stóp.

Dodaj komentarz